środa, 11 października 2017

Gombrowicz o sztuce

Zamiast próbować w pocie czoła przekształcić sztukę w coś specjalnego i ekskluzywnego, powinniśmy wzbudzić w sobie przeświadczenie, że w istocie artystów nie ma, ponieważ wszyscy są po trochu artystami, i że kiedy dziewczyna we włosy wpina sobie jakieś świecidełko albo gdy gwoli rozrywki gawędzimy sobie w kawiarni — robimy sztukę. Redukowanie tej tak naturalnej i powszechnej czynności do działań niewielkiej grupki malującej obrazy i piszącej książki, szukanie na siłę jakiejś specjalnej racji bytu dla nich, idiotyczna zgoła przesada w ocenie wagi tego procederu i jego wpływu na świat dookolny z pewnością nie są świadectwem głębi czy szerokości umysłowego horyzontu, lecz wprost przeciwnie. Liczy się tylko osobowość, nieważne jest zaś, czy osobowość wybitna zechce ujawnić się za pośrednictwem wierszy, jak Goethe, czy dzieła filozoficznego, jak Schopenhauer, czy działalności politycznej, jak Richelieu, czy wreszcie jak Sokrates będzie się wyżywać w codziennych pogaduszkach. Jednakże artyści współcześni wolą być raczej artystami niż ludźmi i służyć bogu sztuki zamiast zmusić go do służenia im samym.


Epitafium dla artysty współczesnego mogłoby brzmieć tak: „Już w szkole nauczył się pisać wypracowania, aby zasłużyć na dobry stopień od nauczyciela. Potem pisał, aby dostać dobry stopień od krytyka. Potem pisał, żeby tworzyć sztukę i być Artystą. Tu leży człowiek, który chciał zadowolić Absolut, Sztukę, Poziom, Pojęcia i Reguły, Fundamenty i Cele, Krytyków i Znawców, tudzież własną biografię, który jednak nigdy nie zapragnął zadowolić samego siebie".




D.O.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

na koniec ferii

Kołatka