„Niepowtarzalność zapewniała dodatkowo jej uroda. Wyglądała naprawdę oszałamiająco. Mierzyła ponad metr osiemdziesiąt, miała ciemne włosy, jasną skórę, a oczy blade, szarozielone oczy rysia. Szczupła i niewiarygodnie gibka, była w ciągu pięćdziesięciu lat szkicowana, malowana, rzeźbiona i fotografowana przez niezliczonych artystów, poczynając od Modiglianiego. A jeśli idzie o wiersze, jakie jej poświęcono, to złożyłyby się na więcej tomów niż dzieła zebrane poetki”.
Tak o rosyjskiej poetce Annie Achmatowej pisał w eseju "Muza żałoby" Josif Brodski, zauważając nie tylko kunszt poetycki, ale i jej wyjątkową aurę. Życie artystki nie oszczędzało. W czasach stalinowskich oskarżano ją o deprawowanie młodych ludzi, ganiono za bezideowość utworów i pesymizm. Mimo to miała oddanych czytelników, ponoć córka Stalina zaczytawszy się w wierszach Achmatowej, spóźniła się na kolację z ojcem. Poetka całe życie zdobywała i traciła, nawet swoje poezje - pisała, paliła, a potem odtwarzała z pamięci. W Polsce prawie nieznana, według Jerzego Pilcha nie została zaszczycona tłumaczeniem na miarę jej talentu.
Dla mnie Achmatowa to przede wszystkim poetka na smutek rozstania, tęsknotę za minionym, żal, że coś odeszło na zawsze. Sensualna, delikatna, subtelna i kobieca.
To serce nie odpowie echem na mój zew
To serce nie odpowie echem na mój zew
w uniesień chwili ni w smutku czy potrzebie.
Skończone wszystko... I płynie mój śpiew

W noc pustą, głuchą, gdzie już nie ma ciebie.
Ach, nie strasz mnie
Ach, nie strasz mnie dolą przeklętą
I nudnym, półmrocznym wygnaniem,
To pierwsze dziś jest nasze święto,
To święto, co zwie się rozstaniem.
To nic, że nam brzask nie zaświeci
I, że księżyc nie błądzi nad nami,
Ja najpiękniejszymi na świecie
Zasypię ciebie darami:
Odbiciem na wodzie bieżącej
W godzinie, kiedy wodom spać trzeba,
Wzrokiem, co gwieździe spadającej
Nie pomógł powrócić do nieba,
Echem głosu, co teraz się zmienił,
Ale kiedyś był letni i słodki,
Abyś wysłuchać mógł bez drżenia
Wron podmoskiewskich wszystkie plotki,
Byś znalazł w tej jesiennej słocie
Milszy smak od majowych rozkoszy
I byś do pierwszego śniegu chociaż
Wspominał mnie, mój najdroższy.
przełożył Jarosław Iwaszkiewicz
obraz: Amedeo Modigliani
Kołatka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz